Nie wiem jaki macie stosunek do kupowania rękodzieła dzieciom. Wymagania wobec drobnej wytwórczości są dzisiaj dość wysokie. Mamy je z czym porównywać i pomimo ze są tworzone w małych manufakturach, my jako konsumenci nie dajemy im taryfy ulgowej. Często jednak te limitowane dzieła porównanie nie tylko wytrzymują, ale zdecydowanie przewyższają dbałością o detal i oryginalnością pomysłu. A dodatkowo oferują nam coś jeszcze. Coś w rodzaju namysłu, namacalnego kawałka czyjegoś życia, dobrych chęci, innowacyjnej myśli i nadziei, że zostanie dobrze przyjęta. Osobiście bardzo sympatyzuję z drobnym biznesem, do którego przecież i rękodzieło można zaliczyć. (więcej…)
W tym przedświątecznym poszukiwaniu czegoś wyjątkowego, czegoś czym można jeszcze zaskoczyć i zrobić wrażenie, natknęłam się na coś co zupełnie zadrwiło z moich zmysłów. Torby i plecaki, które wyglądają jak żywcem wyjęte z kreskówki. Patrząc na zdjęcia zastanawiałam się, czy istnieją realnie czy tylko zostały dorysowane do postaci. Otóż istnieją i nie są płaskie ani kartonowe, ani nie zostały narysowane w Photoshopie. I można coś włożyć do środka zupełnie normalnie. (więcej…)
Jeśli czegoś w domu mamy bardzo dużo, to na pewno są to przybory plastyczne. Nasze dziecko szybko nauczyło się cenić je wyżej niż zabawki. Mamy dziesiątki pudełek z kredkami, różne rodzaje farb, parę zestawów pędzli i mnóstwo markerów. Większość z tych rzeczy ma swoje fabryczne pudełka i daje się jako tako ułożyć. Ale mamy też takie, które pudełek nigdy nie miały i same znajdowały sobie miejsce. A to za biurkiem, a to pod regałem, a to wśród książek a to … nie wiadomo gdzie. Doszliśmy do wniosku, że trzymanie takich przedmiotów gdzie popadnie mocno ogranicza ich użyteczność i pora z tym skończyć. Szukaliśmy czegoś, co pozwoli utrzymać cały ten rozgardiasz w ryzach i posortować go tematycznie. A jednocześnie umożliwi przenoszenie tego całego artystycznego majdanu. (więcej…)
Temat może trochę niezgodny z aurą i porą roku, ale reminiscencje wakacyjne mogą okazać się pomocne, żeby ją przetrwać. Niezgodny, nie znaczy jednak nieaktualny, bo dzisiaj dziecię moje nie było zachwycone możliwością popływania właśnie. Ja wiem, że pogoda za oknem nie nastraja do zrywania się rano, żeby pójść w ramach lekcji wf-u na basen. Ja wiem, że to, że dziecko lubi pływać w jeziorze, lubi wodę i chce się nauczyć pływać, nie oznacza wcale, że polubi basen. I wiem też, och tak, pamiętam dobrze, że jest różnica pomiędzy letnim dniem i czystym jeziorem z rybami i drewnianym pomostem, a zorganizowanym przybytkiem, w którym ilość ludzi przypadająca na jednostkę objętości wody jest hmmm … inna. Nie każdy w jesienny wietrzny dzień, ma ochotę zanurzać głowę pod zimną wodę na komendę. Ale żeby choć trochę przełamać basenową awersję i wspomóc naukę pływania, postanowiliśmy wypróbować w bardziej sprzyjających warunkach podczas wakacji, groźnie wyglądająca płetwę rekina Swim Fin. (więcej…)
Jak kształtuje się subtelna równowaga między ceną, a jakością, sprawdzamy na przykładzie TopMove – szkolnej torby na kółkach z Lidla. (więcej…)
Proste, użyteczne, trwałe i podobają się dzieciom – seria Haby Terra Kids oscyluje pomiędzy światem zabawy i przygody, a praktycznym wstępem do dorosłości. Nieoceniona Haba, proponuje coś, co może przydać się nie tylko podczas wakacji, ale podczas całorocznych, w tym również jesiennych wypraw ” w przyrodę”. (więcej…)
Był taki czas, że głowiliśmy się z mężem, jakim by tutaj prezentem móc jeszcze współczesną, wczesną młodzież zaskoczyć. Budżet określiliśmy na mniej niż
200 zł, i tym razem celowaliśmy nie w drewno, a w elektronikę. I za tę mniej więcej kwotę udało nam się nabyć Boogie Board. Nowoczesny, elektroniczny znikopis, czy – jak kto woli odpowiednik magnetycznego szkicownika w wersji o przekątnej ekranu 8,5 cala. (więcej…)
EZPZ („easy peasy” czyli „bułka z masłem”) – to producent silikonowych naczyń dla dzieci, a dokładniej silikonowej maty, zespolonej w jedno z talerzem lub miską. Wynalazek ten ma pomóc dziecku i rodzicom (!) podczas nauki samodzielnego jedzenia. (więcej…)
Jesteśmy świeżo po majowym wyjeździe w góry. Pojechaliśmy razem z prawie-dwulatkiem, który nie jest kozicą górską. To znaczy – myśli, że jest, ale my widzieliśmy wyraźnie, że się myli. Konsekwencją tego, że droga trudna i długa, jest oczywiście to, że musieliśmy ślimaka, o ego kozicy, nosić. Czasem wbrew jego woli, żeby był jakiś postęp w wycieczce. I tutaj potrzebne jest dobre nosidło. (więcej…)
Dzisiejszy post sponsoruje … piękna, aczkolwiek nazbyt słoneczna pogoda i zwykłe Polek rozmowy w sklepie. „Oj, jak dobrze tej pani córce w tym wózku, też bym tak posiedziała…” No a ona siedzieć nie chce. (więcej…)