Decyzja o wzięciu do domu psa miała u nas wagę doniosłą i była wynikiem wieloletnich namysłów. Wiedzieliśmy, że jak weźmiemy to na dobre i na złe. A mogło być różnie, bo alergia u dziecka, bo ja po przejściach z psem bardzo agresywnym i niebezpiecznym. Szereg pytań, na które wiedzieliśmy, że odpowiedź poznamy dopiero jak pies będzie już z nami jakiś czas. (więcej…)
O lecie dawnośmy zapomnieli i powoli zaczynamy odczuwać niedosyt aktywności fizycznej z dziećmi. Pogoda nie zachęca, a smog pojawiający się w naszej dzielnicy stał się jej wiernym sprzymierzeńcem. Co tu dużo gadać, czeka nas to bardziej domowe półrocze. Jak się ruszać, jeśli propozycja robienia przysiadów nie spotyka się z erupcją wulkanicznej radości nieletnich? Temat to niezbyt może świąteczny i nijak się ma do prezentów, które zmieszczą się pod choinką ale poruszać się trzeba.
Sala gimnastyczna w domu to science fiction, jeśli metraż ogranicza nawet ilość skarpetek w szufladzie. Ale taki mały jej wycinek – w przedpokoju, w pokoju dziecięcym, ewentualnie w ogrodzie, może nie jest aż tak nierealny jak nam się wydaje. Zmęczeni kupowaniem zabawek „z okazji” postanowiliśmy zainwestować w coś trwałego i podnoszącego tężyznę fizyczną naszych rachitycznych potomkiń. (więcej…)
W klasie pewnej dziewczynki wychowawczyni pousadzała dzieci według własnego klucza. Z grubsza wyglądało to tak, że nieliczni pozostali na swoich miejscach i w starym układzie, niektóre ławki stały puste, ale większość usiadła w parach mieszanych – dziewczynka z chłopcem. Często na zasadzie – tzw. grzeczne dziecko z tzw. problematycznym. Niby zwykła rzecz ale roszada ta nie spotkała się z aplauzem ze strony ani uczniów ani rodziców. Resztki, może nie aż szkolnego zapału, bo ten przestał istnieć gdzieś koło zerówki, ale szkolnej tolerancji u co wrażliwszych jednostek wyczerpały się definitywnie. Odebranie im możliwości samostanowienia z kim pozostaną w bliższej relacji, a z kim jej utrzymywać nie chcą, stało się w ich odczuciu kolejnym dowodem na to, że szkoła traktuje ich przedmiotowo. (więcej…)
Horror (Madlena Szeliga, ilustracje Emilia Dziubak) jest książką, którą chciałam odłożyć za każdym razem kiedy wzięłam ją do ręki. I którą chciałam wziąć do ręki, zaraz po tym jak ją odłożyłam. Ten czytelniczy paradoks, ma swoje źródło w przewrotnym podejściu do trudnych tematów. Otóż Horror naprawdę jest straszny. To, że bohaterami są warzywa z założenia zapewne miało nadać lekkości i dodać humoru historiom. Ale nie do końca tak się stało. (więcej…)
Spontaniczne decyzje podjęte przy kasie, stają się czasem przyczynkiem do zupełnie nowych doświadczeń. Tak się stało, gdy stojąc w kolejce w Lidlu zastanawiałam się nad tym ile rodzajów zabawek omija moje dzieci. Nie przepadam za plastikiem, gust nie pozwala mi kupować wszelakich stworzeń o oczach wielkości głowy, nie toleruję zabawek, które grają i brykają. Roztoczyłam przed sobą wizję moich córek, które bawią się przekładając z miejsca na miejsce drewniane deseczki i wiercą patykami w ziemi. Ta wizja, nie do końca zresztą prawdziwa, wydała mi się tak poruszająca, że szybkim ruchem godnym żaby polującej na muchę, capnęłam z regału balony w tubce. Wydały mi się na tyle komercyjną, a może nawet skalaną syntetykiem zabawką, że powinny wydać się miłą odmianą. (więcej…)
Wakacje się rozpoczęły, a u nas w najlepsze trwa zabawa w szkołę. Może dlatego że w szkole o zabawie można sobie tylko pomarzyć, dziewczynki same sobie tworzą świat edukacji na luzie, bez nadmiernej dyscypliny. A jeśli już mowa o zabawie i edukacji w jednym, to przypomniały mi się nasze pierwsze wiosenne wylegiwania na macie. Na tej wyspie idyllicznej nudy towarzyszyła nam za każdym razem jedna zabawka. Żeby się na niej skupić i lepiej ją poznać. Jedną z nich była układanka logiczna z serii Smart Games – 3 Traki, czy może bardziej po polsku – 3 Ciężarówki. (więcej…)
Malutkie pudełeczka są moją ogromną słabością, bo są śliczne, poręczne i nie zabierają cennego miejsca w domach, pokojach, torebkach i samochodach. Nie wiedzieć czemu producenci gier planszowych często nie podzielają tej opinii i lubią się pokazać w pudełku wielkości walizki. Może dlatego, że chcą się optycznie wypromować na sklepowych półkach. A może po to, żeby rozmiar uzasadniał cenę? A może dlatego, że nie potrafią poukładać zawartości, tak sprytnie jak wydawnictwo Helvetiq. Bo wszystkie gry tego szwajcarskiego wydawnictwa są godne uwagi – dzisiaj pierwsza z nich – Hippo. (więcej…)
Szalona Misja to gra która mnie zaskoczyła. Jest zupełnie inna niż gry bez prądu które znamy, ćwiczy i premiuje zupełnie inne umiejętności. Przy niej właśnie dały o sobie znać zdolności rysunkowe Łucji, jej wyczucie odległości, kształtu i proporcji. Przegrywamy z nią z kretesem, nie dając żadnej taryfy ulgowej. Szalona misja to zdecydowanie powiew oryginalności w grach pudełkowych. (więcej…)
Pierwszy 3d pen kupiliśmy jakieś dwa lata temu. Łucja miała wtedy niecałe 10 lat i zabawa urządzeniem pomimo pewnych technicznych trudności, sprawiała jej przyjemność. Jest to jednak zabawka wymagająca nieco cierpliwości. W przeciwieństwie do np. popularnych kulek zlepianych wodą, z których możemy tworzyć wzory bajecznie prosto, tutaj efekt okupiony jest pewnym wysiłkiem. Ale warto, bo nie ma prawie żadnych ograniczeń. To w rzeczywistości najprostsza drukarka 3d, która nie potrzebuje komputera czyli narzędzie umożliwiające tworzenie obiektów trójwymiarowych. (więcej…)
Rowerek biegowy uważam za zakup niemniej niezbędny niż wózek. Obydwie nasze córki korzystały z tego środka lokomocji i po latach doświadczeń uważam go za najbezpieczniejszy i najbardziej uniwersalny. A to za sprawą przejęcia pełnej odpowiedzialności przez dziecko, nad duetem złożonym z własnego ciała i roweru. Nawet najbardziej opiekuńczy i helikopterowy rodzic, choćby chciał nie ma za bardzo możliwości ingerencji. A to często jest kluczem do zdobycia kolejnych sprawności, przez otoczone kokonem przesadnej uwagi pociechę. Wiem coś o tym, bo sama asekurowałam kijkiem jadące -uwaga! – rowerem z pedałami i doczepionymi kółkami własne dziecko. Czyniłam tak pomimo kasku i bocznych kółek. Na swoje usprawiedliwienie mogę tylko dodać fakt, że córka rozpędzała się na nim do granic swoich możliwości, po czym wykonywała mrożący krew w żyłach nagły, silny zwrot kierownicą. Ten iście cyrkowy numer polegał na jeździe na przednim i jednym tylnym bocznym kółku po ciasnym łuku – w moim odczuciu na granicy życia i śmierci. Niestety również ja biegam za gokartem, w którym Marysia z obłędem w oczach wykonywała podobny manewr. I gokart pomimo swoich 4 kółek i nisko położonego środka ciężkości, również stawał się na chwilę pojazdem dwukołowym. Moje serce uspokoiło się dopiero przy rowerku biegowym. (więcej…)