Był taki czas, że głowiliśmy się z mężem, jakim by tutaj prezentem móc jeszcze współczesną, wczesną młodzież zaskoczyć. Budżet określiliśmy na mniej niż
200 zł, i tym razem celowaliśmy nie w drewno, a w elektronikę. I za tę mniej więcej kwotę udało nam się nabyć Boogie Board. Nowoczesny, elektroniczny znikopis, czy – jak kto woli odpowiednik magnetycznego szkicownika w wersji o przekątnej ekranu 8,5 cala.
Boogie zaskoczył nas prostotą. Zwłaszcza jak na elektronikę oferuje dość ubogie możliwości, co zwolennicy zabawek prostych poczytają od razu na plus. Czarny ekran, jeden guzik resetujący namazaną zawartość i rysik – tak naprawdę niekonieczny, bo pisać można w zasadzie wszystkim, nawet opakowaniem po jogurcie. A skromne możliwości co rodzą w człowieku? Inwencję oczywiście.
Boogie Board nabyliśmy sztuk dwie. Dla 9-cio i 12-nasto latki. Po rozwianiu wątpliwości ofiar szkolnej tablicy w stylu „czy to się zmazuje mokrą szmatą?”, dziewczęta przystąpiły do pracy. Ciekawi byliśmy szoku, jakiego doznają codzienne użytkowniczki klasycznych tabletów w zderzeniu z tym skromnym reprezentantem elektronicznego świata. Oczywiście w dłuższej perspektywie Boogie odnosi coś na kształt sromotnej porażki w zjednywaniu sympatii i uwagi młodocianych, niemniej jednak …
Prosty tablet do pisania i rysowania
Boogim można się bawić. Samemu, albo z kimś. To „tylko rysowanie” nabiera kolorów, w sensie metaforycznym. Bo rysuje się płynnie, przyjemnie, leciutko. Można wymyślać obrazkowe zagadki, rysować i „ubierać” rysunkiem postacie, grać w kółko i krzyżyk, pracowicie zamalować cały ekran i niewiarygodnie szybko zlikwidować tajemne treści jednym przyciśnięciem guzika. Boogie Board nie jest tabletem graficznym oferującym możliwość cyzelowania obrazków, jest raczej zabawką, podręczną kartką, notatnikiem. To, czego nam brakuje w nim najbardziej to możliwość zapamiętywania naniesionej treści. Ale – uwaga – jest i taki model, tylko droższy.
Idea Boogie Board jest taka, żeby redukować ilość zużywanego papieru. Żeby upowszechnić urządzenie w szkołach, co wydatnie przełożyłoby się na spokojną egzystencję drzew. Nie jestem pewna ogólnego bilansu korzyści odniesionych przez naszą planetę, ale przyjmijmy, że tak jest jak piszą.
Rok gwarancji, 50 000 „czyszczeń” ekranu, poręczność, uniwersalność i oryginalność – to pewne plusy. Zabawka jest uniwersalna jeśli chodzi o wiek. Może przydać się dorosłemu – jako podręczny notatnik „na szybko”, godnie zastępujący kartkę, której nigdy nie ma pod ręką, a Boogie zawsze jakimś cudem jest. Jako „informator lodówkowy” co umożliwiają przylepiane z tyłu magnesy, do przekazywania rodzinnych wiadomości, ewentualnie tworzenia list zakupów. Ale chętnie używać go będzie, jak się okazało, również młodzież a i dwulatek oprócz prób przedziurawienia ekranu rysikiem, chętnie na nim rysował.
Podsumowując – raczej polecam. Posiłkując się recenzjami na amazonie, utwierdziłam się w przekonaniu, że Boogie Board warto mieć, pomimo, że niektórzy uznają go za nic nie warte urządzenie, bo np. łatwo jest zgubić rysik. Co skądinąd nie jest prawdą, bo uważam, ze jest solidnie przytwierdzony.
*****
A na zakończenie, coś podobnego, ale bardziej hmm… odjazdowego i dziecięcego Magic Sketch