Horror (Madlena Szeliga, ilustracje Emilia Dziubak) jest książką, którą chciałam odłożyć za każdym razem kiedy wzięłam ją do ręki. I którą chciałam wziąć do ręki, zaraz po tym jak ją odłożyłam. Ten czytelniczy paradoks, ma swoje źródło w przewrotnym podejściu do trudnych tematów. Otóż Horror naprawdę jest straszny. To, że bohaterami są warzywa z założenia zapewne miało nadać lekkości i dodać humoru historiom. Ale nie do końca tak się stało.
Surówka z marchewki okupiona jest okrucieństwem nad którym warto się zastanowić …
„Szybkie ruchy strasznych dłoni pocierały jej obdartym ze skóry ciałem o tarkę. Kawałek po kawałku ginęła. Kawałek po kawałku znikała. Nie została z niej część większa niż kilka milimetrów. W ostatniej sekundzie poczuła straszliwy piekący ból. To ziarenka soli spadały na jej starte poranione ciało.”
…. a prozaiczne kiszenie kapusty staje się rytuałem żywcem wziętym z najczarniejszych czeluści ludzkiej wyobraźni…
Najmłodszy z oprawców wchodzi do grobowca i bosymi stopami depcze to, co z głów pozostało. Depcze aż wypływają z nich wszelkie soki życiowe. Tak wydają ostatnie swe tchnienia. A gdy już dopełni się wszystko, stoją tak, zanurzone we własnej niemal przezroczystej krwi i czekają, aż wreszcie przestaną cokolwiek czuć. Może tydzień, może dłużej.
Oczywiście piszę to wszystko z przymrużeniem oka. Nie jem mięsa, ale nie jestem aż tak nawiedzona, żeby odmówić sobie jedzenia w ogóle. Ale jak bardzo przymrużymy oko i co bardziej do nas przemówi – czy to, że to tylko warzywa? Czy to, że uczucia są jednak takie jakieś prawdziwe? Podmiotem Horroru są rośliny, co nie zmienia faktu, że język opisujący tortury jakim są poddawane jest – bardzo realistyczny. Dlatego to jak odbierzemy tę pozycję, zależy nie tylko od samej książki, ale i od specyfiki naszego umysłu. Humor czarny jak noc listopadowa.
Podsumowując – książka jest warta uwagi, chociażby ze względu na kapitalne ilustracje. Tekst jest ciekawy, koncepcja spójna, a finał zaskakujący. Chyba jednak nie polecam czytania Horroru na dobranoc. I miałabym problem z określeniem docelowej grupy odbiorców. Może być tak, że przedszkolak słucha i się śmieje, a może też być tak, że nastolatek ma łzy w oczach, a babcia czytając omija co bardziej „krwiste” fragmenty.