Jeśli nie wiesz jaką zabawkę kupić dziecku – kup mu grę planszową. Zaczęłam ostatnio wyznawać taką maksymę, ponieważ gra planszowa:
- jest zabawą i nauką jednocześnie
- prowokuje interakcje rodzinne i towarzyskie, integruje ją, zaspokaja bardzo podstawową potrzebę bycia z drugim człowiekiem
- uczy komunikacji i zasad społecznych
- wdraża do ponoszenia konsekwencji własnych działań, będąc w miarę bezbolesnym symulatorem życia z jego sukcesami i porażkami
- jest świetnym dopełnieniem towarzyskich spotkań
- ośmielę się twierdzić, że jest nawet tanim substytutem terapii psychologicznej dla lżejszych przypadków (wcale tutaj nie kpię, bo granie dobrze redukuje napięcie)
- to często po prostu bardzo ładny przedmiot – niektóre gry są naprawdę pięknie wydane.
Razem z grą dajemy dziecku coś bardzo cennego – obietnicę spędzenia z nim wspólnego czasu. Ta zapowiedź i późniejsza realizacja wspólnej zabawy jest radosna, ekscytująca, i bardziej rozciągnięta w czasie niż zabawa niejedną zabawką. A chwile spędzone wspólnie – tak naprawdę wspólnie, wspominamy potem z przyjemnością. Moja sympatia do planszówek rozwijała się bardzo stopniowo. Od silnego sceptycyzmu, aż po dzisiejszy zapał – dzięki naszym Przyjaciołom – wielkim fanom i kolekcjonerom tego typu gier. Dzisiaj wyraźnie widzę jak gry analogowe pomagają mi zorganizować czas spędzony z rodziną. Bo nie oszukujmy się – nie zawsze mamy pomysł, możliwości i werwę do szukania atrakcji poza domem, albo nawet we własnej głowie. Wtedy z pomocą przychodzi nam animator, pod postacią pudełka z grą.
Naszym ostatnim nabytkiem jest Ubongo – rodzinna gra planszowa. W Ubongo może grać od jednej do czterech osób, w wieku – jak określa wydawca – powyżej 8 lat, ale jest to oczywiście względne – ja spróbowałabym grać już z pięciolatkiem. Czas rozgrywki poniżej pół godziny i proste zasady czynią z Ubongo grę niezobowiązującą i szybką. W dość dużym pudełku mamy: małe plansze z zadaniami do wykonania oraz 4 zestawów kartonowych kafelków, za pomocą których te zadania wykonujemy. Otrzymujemy jeszcze tor rund , kryształki i klepsydrę – bo zadania wykonuje się w określonym czasie.
Nie będę zagłębiać się w szczegóły przebiegu i punktacji, ale ogólnie chodzi o to, żeby wylosowane kafelki ułożyć w narzuconym przez małą planszę kształcie. Jednym wychodzi to szybciej innym wolniej – punktacja premiuje szybkość i skuteczność. Obserwacja zachowań graczy podczas prób dopasowania kształtów jest bardzo ciekawa – niektórzy układają to co już powstało w ich głowie, inni próbują dopasować elementy dość chaotycznie i przypadkowo. Graliśmy już w Ubongo kilka razy – na razie w prostszą jej wersję, z mniejszą ilością elementów do ułożenia (plansze są dwustronne) i jesteśmy zgodni co do tego, że będzie to jedna z naszych ulubionych gier. Jest to zdecydowanie rodzinna gra i jedenastoletnia córka świetnie sobie radzi w rozgrywkach. A młodsza … no cóż. Bardzo lubi chować kryształki, co czyni rozgrywkę jeszcze bardziej emocjonującą.