Kupowanie butów niespełna dwulatce polega na tym, żeby wmówić jej, że ich potrzebuje, zawlec ją do sklepu, który ją niespecjalnie interesuje, a następnie zajrzeć kamerą endoskopową zamontowaną na wskazującym palcu w rejon palców, bądź pięty – jeśli idziemy na łatwiznę. Potem trzeba zmusić do przejścia paru kroków, choć ta stoi jak przylepiona, pomimo, że wcześniej biegała jak zwariowana. A na końcu trzeba się zapytać:
-Podobają ci się takie buciki?
– Tak.
– Wygodnie ci w nich?
– Nie.
– To jakie chcesz…?
– Te! (pokazuje na stojące obok znoszone i przymałe buty po starszej siostrze, w których przyszła).
Wtedy trzeba już tylko iść do kasy i zapłacić za tę parę, która wydaje nam się najmniej niechciana. Tak oto weszliśmy w posiadanie pary butów firmy Skechers, zakupionej po promocyjnej cenie (ze 189 na 89 zł) w outletowym, dobrze zaopatrzonym sklepie w Factory Ursus – polecam.
Buciki są leciutkie i mają elastyczną podeszwę (co nie jest oczywiste, bo wiele sportowych butów podeszwy ma o giętkości zbliżonej do drewnianych chodaków). Nie mają wyjmowanej wkładki, co jest pewnym utrudnieniem przy mierzeniu, ale za to jest ona zrobiona z Memory Foam, czyli miękkiej pianki dobrze dopasowującej się do naszej stopy (inaczej chyba jest to pianka termoelastyczna, pianka z „pamięcią”). Dodatkowym atutem jest to, że producent otwarcie na pudełku przyznaje, że te buty zostały zaprojektowane z myślą o tym, żeby je prać. I to jest chyba krok w dobrym kierunku, bo wiadomo, że matki dzieciom buty piorą. Również te, których sam producent raczej by nie prał.