Wiosna jest czasem, kiedy więcej energii i determinacji wkładam w wypędzanie dziecka z domu. Dzieci są różne i niektóre trzeba pędzić w drugą stronę, ale mi trafił (a może sama wyhodowałam?) egzemplarz typowo pokojowy. (więcej…)
„Money can’t buy happiness but it can buy fishskateboard
and that’s almost the same!” to hasło kolorowych, plastikowych deskorolek – fiszek. Kto świadomie przeżył lata 80-te powinien je przechowywać w zakamarkach pamięci. Są lekkie, proste, kolorowe. Chwytliwe powiedziałabym. Spotkałam niedawno koleżankę z ośmioletnią dziewczynką jadącą na fiszce. Różowy kask z koroną na czubku i deska pod nogami. Piękne spotkanie dwóch światów.
Bolejąc nieco nad tym, że nie mam w domu małego sportowca, a filozofa raczej i tak zastanawiam się nad zakupem. Jedno mnie powstrzymuje tylko. O ile cena fiszki nie jest bardzo wysoka, o tyle wstawienie przedniej jedynki kosztuje grube tysiące, jak wskazuje doświadczenie rodzinnego skejta…
ps. Mikołaj przyniósł fiszkę wbrew zdrowemu rozsądkowi. Deska jest dla laika po prostu … ładna. Kółka się miękko kręcą, wszystko gra. Tylko jeszcze trzeba zgrać ruch ciała z tym nieokiełznanym pojazdem. Dla mnie – magia.