
Do Haby mam ewidentną słabość i gotowa byłabym dorabiać fałszywe teorie, byleby tylko pokazać ją w dobrym świetle. Nie płacą mi za to, ale mam w domu parę kilogramów ich zabawek i czuję jakby mnie trochę nimi kupili. „Mali przyjaciele” to niewielkie 10 – centymetrowe laleczki słodkie, psotne i mające własny kolorowy świat domków, ubranek i akcesoriów. (więcej…)

Niczym nieskrępowany amerykański pomysł. Coś pomiędzy lataniem, huśtaniem i surfowaniem. Radosne ślizganie się po cząsteczkach powietrza, z dyskretną pomocą sznurka, równoważącego siłę grawitacji. Swurfer w zasadzie nie ma pierwowzoru i został wymyślony od podstaw. Plaża, dzieci, kawałek drewna, nasunęły twórcy myśl, której materialny efekt możemy podziwiać na filmie: (więcej…)
Praska do kwiatów jest prostym przyrządem, do suszenia kwiatów i innych części roślin. Składa się najczęściej z dwóch deseczek, skręcanych ze sobą przy pomocy umieszczonych w narożnikach śrub i naprzemiennie ułożonych warstw tektury i bibuły, pomiędzy nimi. Niby podobne w działaniu do grubej książki z kartkami, ale jednak nieco lepsze ze względu na regulowaną siłę docisku i warstwy tektury rozkładającej go tak, jak trzeba. (więcej…)

Francuska firma Moulin Roty, założona ponad 40 lat temu, funduje nam podróż w czasie tworząc zabawki inspirowane minioną epoką. Ja przy takich zabawkach odprężam się i uspokajam. Prostota formy i przepiękne, ale nie atakujące naszych zmysłów kolory, idą w parze z dobrą jakością. Dobrze, że czas trochę się zatrzymał. (więcej…)

Nie mogłam się powstrzymać – znalezione na Etsy u Fairyfolk filcowe króliczki w jajkach są hmmm … urokliwe. Nie znam się na technice filcowania, ale przypuszczam, że za jej sprawą powstały. Kosztują niemało, ale jako wyjątkowy prezent tematyczny związany z Wielkanocą nadają się świetnie. Wykonywane na zamówienie, mają duże uszy, małe różowe nosy i puszyste ogony. Mieszkają w filcowych jajach w odcieniach pastelowych: różowym, żółtym, fioletowym, niebieskim i turkusowym.



Zamknięte w zgrabnych metalowych pudełkach tworzywo, o ciekawych właściwościach. Prezent uniwersalny o szerokim spektrum wieku i płci. Z kategorii tych, które sprostają sytuacji „ale ja go nie znam” i „ale on/ona się niczym nie interesuje” oraz „nie mam pomysłu”.
Występuje w różnych odmianach, różniących się właściwościami. Ale w zasadzie chyba każda rozciąga się jak plastelina, odbija się jak piłeczka, rozrywa się i strzela bąbelkami powietrza przy ściśnięciu. Poza tym może być przezroczysta jak szkło, albo zmieniająca kolor, magnetyczna, świecąca w ciemności, mieniąca się itp.
My mamy wersję zmieniającą kolor, przezroczystą i taką z oczami. Wszystkie cieszą się powodzeniem, ale moja ulubiona to ta, która na mnie patrzy, bo w zasadzie gdzie by się oczu nie wmontowało to wyglądają … bardzo na miejscu. To ładne oczy, choć dość tępawo patrzą, ale świetnie się komponują z niezbyt subtelnymi rysami, jakie pozwala nam stworzyć masa plastyczna. Są zakończone taką nóżką, którą wsadza się w plastelinę, co bardzo ładnie je stabilizuje, pod dowolnym kątem.
Niektórych może odstraszać cena 40-50 zł za pudełko, ale to jest zabawka do której mimochodem się wraca, jeśli tylko leży na wierzchu. Plastelina jest cicha … rozkosznie cicha. I niewysychająca. Zapewne posiada też jakieś wyszukane właściwości terapeutyczne, których nie umiem nazwać. Ale można tak siedzieć i ugniatać i ugniatać… albo ogłupiające może?!

Miś jako synonim przytulanki ukochanej, której ewentualne zawieruszenie uniemożliwia zaśnięcie dziecku, rodzicom i ogólnie – dalsze normalne życie, jest niezbędnym składnikiem dzieciństwa. Nie chcę mówić, że życie bez ulubionej przytulanki jest jakieś ten, czy coś, ale takie jednak jest, no, mniej trochę jakby… nie?
Więc u nas takie misie są. Jeden jest misiem według systematyki gatunkowej bezsprzecznie, a drugi jest króliczkiem. Oba są kochane i piękne w swojej prostocie, ale każdego z nich jest tylko jeden egzemplarz. A dzieci dwoje. O misia boje.
Przetrząsam więc internet w poszukiwaniu duplikatu, czy choćby godnego sobowtóra – bez efektu. Bo misie są ze sklepu z odzieżą używaną. Dawno wyprodukowane, nie do dostania. Szukam więc w używanych. 36 stron misiów i … żaden jak ten. Firma, jakby nie istniała nigdy, a misie jakby z kosmosu. Konia z rzędem temu, kto …
Z misiami mogą się też wiązać prawdziwe koszmary – jak np. ten tytuł z aukcji Allegro, zwiastujący męki kolek, jeśli zdecydujemy się na tę przytulankę: „Szumiący miś Przytulanka Kolki Gratis!”. Albo inny – tego zawsze naprawdę się bałam – dostajesz misia w rozmiarze XXL, który zawala pół sypialni, a gabaryty wywożą dopiero za dwa miesiące. Te gigantyczne misie są zdecydowanie za tanie, nawet zważywszy na ich brzydotę. Już pomijam fakt, że roztocza znajdujące się w okolicy, dajmy na to, śledziony niedźwiedzia, są totalnie niewytrzepywalne.
Fajne dla dzieci, nie musi być wcale „fajne”. Może być, a nawet powinno być, kompletnie zwyczajne, proste. Niepretensjonalne. Ale z duszą – kochane, swoje. Takie właśnie – nie do znalezienia drugie takie. Nigdzie.

Mięciusia lalusia. Zestaw zawiera również pluszową butelkę, która na magnes przyczepia się do buzi (dobre! jakież praktyczne gdy trafienie butelką do ust sprawia problem), zabawkę dla lalki i kocyk. Sama lalka ubrana jest w zdejmowaną sukienkę i pieluszkę na rzepy.
Wszystko bardzo ładnie uszyte i przemyślane. To dobra zabawka „na wynos” dzięki poręcznemu nosidełku i niezły pomysł na prezent, bo jest efektownie zapakowana w częściowe pudełko i plastikowy pokrowiec na suwak (który zresztą teraz z powodzeniem służy nam do przechowywania innych zabawek).
Drewniane klocki mają mnóstwo zalet, ale mają też wadę – trudno łączyć je ze sobą polegając na czymś innym niż grawitacja. Z niedomaganiem tym – być może pozornym zresztą – spróbowało zawalczyć Tegu.
To stosunkowo niewielkie i w nielicznej odmianie kształtów, drewniane klocki z magnesem zamkniętym w środku. Magnes jest ukryty wewnątrz klocka tak dokładnie, że naprawdę trudno wypatrzeć łączenie części. Bardzo przyjemne w dotyku, idealnie dopracowane, w różnych kolorach i w… cenie bez kompleksów. Bardzo estetyczne, proste, pięknie zapakowane. W zestawach niewielkich – drogich i bardzo drogich – nieco większych.
Wysokość ceny jest oczywiście funkcją dochodów, przez co staje się względna, niemniej jednak są to klocki luksusowe. Ale trzeba przyznać – oryginalne, z pomysłem, ideą i ekologiczne – a za to trzeba zapłacić.
ps. klocki są teoretycznie przeznaczone od 0+ lat, ale przyłapałam naszą pociechę roczną z całym sześciennym klockiem w buzi

Duńskie klocki Plus Plus, z dobrej jakości materiału, pozbawione substancji niebezpiecznych, spełniające normy i ćwiczące wszelkie zmysły i umiejętności. To wnioski z blogerskich opisów tej zabawki – ja oczywiście pozwoliłam sobie pójść na skróty.
Plusy to niepretensjonalna zabawka, z kategorii tych, które położone od niechcenia na stole podczas statycznego posiedzenia towarzyskiego, zastąpią godnie pukanie w blat długopisem i wkładanie go sobie np. między usta a nos, tudzież składanie serwetki.
Stworzenie przedmiotu o założonym z góry kształcie jest pracą umysłową, wcale nie łatwą. Przypomina mi to trochę zabawę klockami LAQ, o których już pisałam. Myśl musi wyprzedzać działanie, co jest ogólnie pożądaną życiową strategią, ale trzeba pomóc dziecku pokonać początkowe zniechęcenie, które wydaje mi się – może wystąpić.
Zabawa Plusami, to trochę jak rysowanie kwadracikami, idea może trochę zbliżona do Minecraft – skomplikowane modele, tworzone z bardzo prostych elementów podstawowych. Klocki występują w dwóch rozmiarach: w wersji Midi (50 mm) dla młodszych i Mini – 20mm starszych dzieci (w wieku od 3 do 12 lat).
Jest to dobry pomysł na prezent – występują w zestawach różnej wielkości więc pomimo, że tanie nie są, może uda się dobrać coś w zasięgu portfela. Szeroki wybór klocków można znaleźć w sklepie Patalonia.