Spontaniczne decyzje podjęte przy kasie, stają się czasem przyczynkiem do zupełnie nowych doświadczeń. Tak się stało, gdy stojąc w kolejce w Lidlu zastanawiałam się nad tym ile rodzajów zabawek omija moje dzieci. Nie przepadam za plastikiem, gust nie pozwala mi kupować wszelakich stworzeń o oczach wielkości głowy, nie toleruję zabawek, które grają i brykają. Roztoczyłam przed sobą wizję moich córek, które bawią się przekładając z miejsca na miejsce drewniane deseczki i wiercą patykami w ziemi. Ta wizja, nie do końca zresztą prawdziwa, wydała mi się tak poruszająca, że szybkim ruchem godnym żaby polującej na muchę, capnęłam z regału balony w tubce. Wydały mi się na tyle komercyjną, a może nawet skalaną syntetykiem zabawką, że powinny wydać się miłą odmianą. (więcej…)
Pierwszy 3d pen kupiliśmy jakieś dwa lata temu. Łucja miała wtedy niecałe 10 lat i zabawa urządzeniem pomimo pewnych technicznych trudności, sprawiała jej przyjemność. Jest to jednak zabawka wymagająca nieco cierpliwości. W przeciwieństwie do np. popularnych kulek zlepianych wodą, z których możemy tworzyć wzory bajecznie prosto, tutaj efekt okupiony jest pewnym wysiłkiem. Ale warto, bo nie ma prawie żadnych ograniczeń. To w rzeczywistości najprostsza drukarka 3d, która nie potrzebuje komputera czyli narzędzie umożliwiające tworzenie obiektów trójwymiarowych. (więcej…)
Nigdy nie jest zbyt wcześnie, na uważne przypatrywanie się dziecku pod kątem predyspozycji do wykonywania określonych czynności i zadań. Czasem z pozoru nieistotne wskazówki mogą nam wiele powiedzieć o jego osobowości, umiejętnościach i zamiłowaniach. Z czego te ostatnie być może są najważniejsze. Znam przypadek dziewczynki, która w dzieciństwie przeprowadzała sekcje dżdżownicom i została lekarzem. Znam też taką, która układała puzzle, a wczoraj z wynikiem celującym ukończyła Architekturę na Politechnice. Nigdy nie wiadomo, czy podsuwaniem dziecku określonych zabawek nie wpływamy w jakiś sposób na jego przyszłe wybory życiowe. Zabawy i gry są często wstępem do bardzo poważnych pomysłów. Jak wiadomo – zrelaksowany umysł pracuje najlepiej. (więcej…)
Djeco kupuję w ciemno, nie oglądając na wszystkie strony i nie szukając uprzednio recenzji, bo sama marka gwarantuje zabawki w moim guście i najwyższej jakości. Djeco Patyczki to układanka tak prosta i ascetyczna, że plasuje się gdzieś na pograniczu zabawek i pomocy naukowych. Zabawa polega na układaniu wzorów załączonych na 24 kartach w skali 1:1. Do dyspozycji mamy 48 drewnianych patyczków różnej długości, ponacinanych w równych odstępach. Grupą docelową są dzieci w wieku od 5 do 8 lat. U nas „testowane” na 3,5 – latce.
Jaki sens jest w kupowaniu zabawki tak prostej, że aż zastanawiamy się czy podobnej nie znajdziemy po prostu w lesie albo w parku. Jest w tym trochę racji i właśnie w tym – paradoksalnie – upatrywałabym kwintesencji uroku tego typu układanki. To taka ucywilizowana forma dawnych, zwyczajnych zabaw. Podczas wojny dzieci bawiły się kafelkami z podłóg zbombardowanych pałaców. Dzisiaj mamy to szczęście, że możemy bawić się w zaciszu domowym zabawkami mądrymi i zwyczajnymi, bez otoczki wojennej rzeczywistości. (więcej…)
Puzzle wcale do naszych ulubionych zabawek nie należą a Djeco mamy aż klika pudełek, można więc śmiało powiedzieć, że potrafią sobie zjednać nawet trudne przypadki. Wiecie jakich nierozpakowanych zabawek jest najwięcej w second-handach? Puzzli właśnie. Często tych o przynajmniej tysiącu kawałków. Potrafię to zrozumieć, bo takie zestawy zawsze wydawały mi się podstępnym złodziejem cennego czasu, który nie zostawia w zamian nic, prócz nie dającej się tak do końca uzasadnić satysfakcji. To ewenement, że ochota do zabawy opuszcza nas jeszcze przed rozpakowaniem pudełka. Niemniej jednak są puzzle, które mogą wkraść się w nasze łaski.
Preferuję zestawy przede wszystkim odpowiednie do wieku i stosunkowo niewielkie jeśli chodzi o ilość elementów. Takie akurat, żeby dziecko się nie znudziło i ćwiczenie było zabawą, a nie próbą charakteru. Djeco zyskuje popularność, na którą zapracowało sobie jakością i niesztampowym dizajnem. Możemy je kupić nawet w naszej prowincjonalnej księgarni, co też uczyniłam żeby poprawić morale swoje i właściciela. Swoje – bo bardzo chciałam je dać młodszej córce, która lubi układać, a właściciela – bo pierwsze pudełko sprzedał po dwóch miesiącach. Tajemnicy ich niepopularności w małomiasteczkowych kręgach można byłoby upatrywać w cenie, ale tak naprawdę jest ona zbliżona do innych np. jednego z polskich wydawnictw. (więcej…)
Odkrywamy świat miniaturowych domków do samodzielnego montażu. Ileż w nich klimatów, historii i bajek. Ileż zabawy ze składaniem, sklejaniem, układaniem wszystkiego na właściwym miejscu. To bardzo wyciszające i satysfakcjonujące zajęcie, najbliższe chyba modelarstwu. O ile jednak nie bawiłoby nas robienie czołgów, statków i samochodów, o tyle domki … te malutkie domeczki ze swoimi mieszkańcami, mebelkami są bajką w trzecim wymiarze. To zajęcie dla cierpliwych dziesięciolatków i nastolatków. Niektóre z nich zalecane są dla wieku 12+. Zważywszy na niedobór zabawek przeznaczonych dla starszych dzieci, z którym sama się już borykam – uważam je za moje prywatnie cenne odkrycie. (więcej…)
Amerykańskie prognozy dotyczące rynku zabawkarskiego przewidują, że drukowanie zabawek w technologii 3D za kilka lat może stać się konkurencyjne dla produkcji fabrycznej. Brzmi to niezwykle futurystycznie – czy okaże się to prawdą zobaczymy. Faktem jest, że już w tej chwili pojawiają się zabawki ocierające się o tę technikę. I to do domowego użytku.
Rynek oferuje zabawki uczące programowania, ale i takie które dają namacalny dowód tego, że byt wirtualny może nabrać materialnych kształtów. Drukarki 3D to coś w rodzaju małej fabryki w domu. Bezpośrednio miałam do czynienia z piórem 3D podobnym do 3Doodler. Jest to narzędzie wymagające od dziecka cierpliwości i zdolności manualnych, ale niedrogie i dające przedsmak możliwości druku w trójwymiarze. Drukarki dają o wiele większe możliwości i mogą być prostsze w obsłudze. (więcej…)
Trzy bajki: Kopciuszek, Trzy Świnki i Czerwony Kapturek są tylko marną zapowiedzią tego, co na scenach miniaturowego teatru może się wydarzyć. Szczerze mówiąc my wystawiamy głównie komedie, niekoniecznie zgodne z fabułą wyżej wymienionych historii. Zupełnie nie przeszkadza nam uboga mimika aktorów, którzy co tu dużo mówić – są z drewna. Szybko okazało się jednak, że nieposkromione podrygiwanie całym ciałem (do którego są zdolni dzięki magnetycznemu wsadowi) czyni z nich istoty niemalże (!) z krwi i kości. Poddają się z łatwością naszym pomysłom, a czasem zaskakują nawet dramatycznym brakiem koordynacji, czy nieplanowanym wyjściem poza obręb sceny.
Teatrzyk rozbudowujemy, a fabuła opowieści wzbogaca się o nowe postacie. Niesforny Pentaceratops (brak w zestawie) ingerował ostatnimi czasy w prawie każdą bajkę. Szczególnie wykorzystywał swoją przewagę fizyczną uprzykrzając życie wilkowi z Czerwonego Kapturka. Miał dobre chęci i występował w obronie słabszych, ale po jego harcach w zasadzie nic nie wyglądało tak jak kiedyś. Czerwony Kapturek był raczej zdziwiony niż zjedzony, a scenografia prezentowała się jak puszcza po przejściu kombajnu zrębowego. I zawsze jest problem z ostatnim przedstawieniem. Czas na nie, po prostu nigdy nie nadchodzi.
– No i co Marysiu (3,5 lat) – lubisz ten teatrzyk?
– Tak, lubię! Lubię aż do samych płuc!
Zważywszy na to, że płuca sięgają głębiej nawet niż serce – Marysia naprawdę teatrzyk bardzo lubi. Ale jej 11-letnia siostra również spędziła przy nim chwile pełne uciechy. (więcej…)
Minimalistyczny skandynawski design. Prostota i precyzja. Klimat, który się nie narzuca, ale egzystuje w tle uspokajając i kojąc zmysły. Koncentrat z tego, co najlepsze w zabawkach. Maileg – taka odtrutka na sklepy wypełnione po brzegi torturą co wrażliwszych zmysłów. Króliki, myszy, mebelki i malutkie ubranka, dekoracje świąteczne – wyprodukowane przez duńską markę założoną niespełna 25 lat temu.
Maileg nie jest tani, ale dużo i tanio nie jest najlepszą strategią – również jeśli chodzi o zabawki. Może nawet przede wszystkim. Półki zawalone niedobrym „dobrem” albo występującym w nadmiernej obfitości, zamiast do zabawy zachęcać, czynią ją tylko odstręczającą i trudno osiągalną. Uciążliwą w obraniu koncepcji, przytłaczającą. Dziecko znudzone najczęściej przebywa w pokoju pełnym akcesoriów do zabawy. A przecież dobra zabawa tak naprawdę potrzebuje ich bardzo niewiele. (więcej…)
Już gorszego tytułu nie mogłam przed świętami wymyślić. Toż to czas największych zabawkowych zakupów w ciągu roku. Piękny czas, ale ja mam dzisiaj gorszy dzień i widzę też, że jest to czas przesytu, kupowania na siłę, na wagę, bez zastanowienia. Gdyby przeprowadzić badania – jak długo dzieci aktywnie bawią się zabawkami, które dostały pod choinkę, okazałoby się najprawdopodobniej, że żałośnie krótko. Reklamy napędzające dziecięce pragnienia, rankingi zabawek, które z kolei nam mają nam wskazać najlepszy kierunek konsumpcji – ciężko, ciężko się temu oprzeć. Chyba, że zaczynamy mieć dość. Tak jak ja dzisiaj. (więcej…)