Życie bez prac domowych i jedynek – Budząca się szkoła w Polsce

Napisane przez 23 mar 2018 w Psychiczny Piątek
Dodaj komentarz

 

Wczoraj Łucja do późnych godzin wieczornych rysowała. Tym razem nie dlatego, że chciała, ale dlatego, że następnego dnia miała być w szkole plastyka. Tym razem dziedziniec arkadowy Zamku Królewskiego na Wawelu (na marginesie – nazywany przez panią – Sukiennicami). Dziesiątki okienek i kolumienek. Wywalczoną przez siebie techniką – ołówkiem. W szkole nadal królują pastele olejne, które nawet dobrze zapowiadający się rysunek w rękach niezaznajomionych z tą techniką dzieci, potrafią zmienić w infantylne malowidło. Pracując nad podcieniami budynku, powtarzała definicje nowych pojęć geometrycznych i denerwowała się, że nie zdąży zrobić zadań. Dzień jak co dzień. Lekcje na ostatnią chwilę, bo są ciekawsze rzeczy. Przymus prac domowych, bo nauczyciel nie jest w stanie zrealizować programu na lekcji. Dlaczego? Bo nie może zapanować nad uczniami na przykład. A dlaczego nie może? Bo go nie słuchają. A dlaczego nie słuchają? Bo się nudzą.

Takie sytuacje są w prawie każdym domu, w którym są dzieci w wieku szkolnym. Odrabianie prac domowych jest źródłem rodzinnych konfliktów i przyczyną braku czasu na postęp w dziedzinach, w których dzieci chcą się rozwijać z własnej, nieprzymuszonej woli. Zepchnięcie części pracy na dzieci i w trudniejszych przypadkach – na ich rodziców, wydaje się być koniecznością nie do przeskoczenia. W ramach globalnej niechęci do szkoły wini się za to „system” i jego zbiorowego autora, którego twarzą jest najczęściej Minister Edukacji. Polska szkoła nie była nigdy choć trochę podobna do fińskiej, ale kiedyś przez kilka lat wydawało mi się, że zmierza w dobrym kierunku.

Trzy lata temu powstała oddolna inicjatywa Budząca się szkoła, która pokazuje, że nawet w ramach źle zaprojektowanego i źle działającego systemu, można zrobić coś żeby było lepiej. Projekt ten ma na celu inspirować do zmian rozpowszechniając wiedzę o dobrych praktykach, pomaga w realizacji planu i dodaje odwagi, która niewątpliwie jest potrzebna. Co tu dużo mówić – jest to płynięcie pod prąd, często samotnie i bez miejscowego wsparcia. Przyzwyczailiśmy się myśleć, że presja i kontrola, kij i marchewka są niezbędnymi narzędziami edukacji. Postulat odejścia od tego modelu napotyka na wykształcone przez lata przekonanie, że tego zrobić się nie da. Jak pokazuje przykład niektórych placówek u nas i wszystkich np. W Finlandii – to bzdura. Dlatego, że człowiek ma naturalną potrzebę nauki i wrodzoną ciekawość świata.

W Warszawie jest już pierwsza szkoła bez prac domowych – Szkoła Podstawowa nr 323. Dyrektorka placówki zainspirowana właśnie Budzącą się szkołą, postanowiła wprowadzić zmiany na własną rękę. Wyobrażam sobie jakie obciążenie bierze na siebie taka osoba i kogo będą winić niektórzy rodzice za ewentualne niepowodzenia swoich dzieci. Szereg zmian wprowadzonych we współpracy z nauczycielami i rodzicami zaowocował poprawą ogólnej atmosfery. Rezygnacja z prac domowych podziałała mobilizująco na uczniów i nauczycieli. Lekcje mają na początku jasno określany cel – opanowanie partii materiału. Obserwując moją córkę mam wrażenie, że właśnie brak poczucia sensu jest jednym z głównych powodów niechęci do szkoły. Uczniowie zostali wyposażeni w system sygnalizacji, usprawniający osiąganie założonego celu. Tabliczki zielona (rozumiem), pomarańczowa (nie bardzo) i czerwona (proszę o wyjaśnienie od nowa) podnoszone przez uczniów po omówieniu tematu, pokazują nauczycielowi czy sposób przekazanie wiedzy który obrał jest skuteczny. Sale zostały przemeblowane w ten sposób, że uczniowie siedzą w kręgu widząc siebie nawzajem, co ułatwia komunikację i sprzyja skupieniu. Niektórzy nauczyciele zaczynają stosować też ciekawą strategię wstawiania do dziennika tylko tych ocen, na które uczniowie wyrażają zgodę. Wywrotowe? Być może – ale jakie pozytywne. To eliminuje jedynki, które są jedynie sygnałem „jeszcze nie”. I wbrew temu, co nauczyliśmy się myśleć, mobilizuje uczniów.

Tak naprawdę to z czym uczeń bezpośrednio ma do czynienia w szkole, to sposób prowadzenia lekcji przez konkretną osobę. Przez pryzmat nauczyciela postrzega całokształt szkoły. I to od tego często zależy, czy lubi dany przedmiot, czy nie. Mało tego – to może w pewnym stopniu zaważyć na jego przyszłym życiu zawodowym.

Jakie są Wasze doświadczenia związane z odrabianiem prac domowych? Czy Wasze dzieci lubią szkołę, a jeśli nie – jaka jest tego przyczyna?

 

 

 




# #

Odpowiedz