Farby do malowania rękami, duży papier – rolka, albo duże formaty są w stanie urozmaicić egzystencję zarówno dzieci jak i rodziców. Przejrzałam pobieżnie internety pod kątem takiego rodzaju twórczości i okazało się, że można: robić stempelki z ziemniaka, mieszać kolory w sposób uczony i zamierzony, rozkładać folię na podłodze, żeby nic się nie zabrudziło, odciskać przedmioty, składać na pół papier z farbą by interpretować powstające wzory i tak dalej. Ostatecznie okazało się więc, że to nasze to nie żadne malowanie, ale zwyczajne babranie było.
Używaliśmy farb do malowania palcami włoskiej marki Primo, w plastikowych, miękkich tubach / butelkach o pojemności 750 ml. Nie ukrywam, że wybór ten był zainspirowany opinią osoby, która daleko bardziej zna się na artystycznym rozwoju dziecka niż ja i w dodatku pięknie o tym pisze mamarak.pl – polecam.
Decyzja okazała się trafna, z dokładnością do tego, że nawet taka ilość, dla ochoczo dozującego farbę dwulatka, może okazać się zbyt mała. Farby można wydzielić do pojemniczków, zabezpieczając się przez zużyciem jednej tuby w ciągu wieczoru, chociaż eliminujemy wtedy fantastyczną zabawę, jaką jest wyciskanie w szybkim tempie i pod dużym ciśnieniem farby, zanim zostanie odebrana.
Pomysł na zakup tylko podstawowych kolorów (czerwony, żółty, niebieski), jest bardzo dobry, zwłaszcza że na początku chodzi może mniej o walory artystyczne, a bardziej o konsystencję, możliwość wyciskania, wysmarowania siebie, mebli itp. Mieszanie kolorów jest intelektualną przyjemnością, której naszemu dwulatkowi raczej nie dane było odczuć, co nie przeszkadzało mu cieszyć się tą zabawą w sposób prosty i nieskrępowany.
Usuwanie farb
To ta część figli, w której rodzice wyciągają wnioski. Czysto technicznie to: farby łatwo dają usunąć się z rąk, kaloryfera, gładkiej podłogi. Trudniej z dębowej surowej boazerii, narzuty, krzesła, ubrań, włosów… ale to też tylko kwestia czasu i determinacji. Jeśli ubrania włożymy do pralki niedługo po zabrudzeniu – jest ok, jeśli poleżą, to dobrze jest zaprać, albo przeczekać cierpliwie kilka noszeń i prań.
Psychologicznie z kolei, to warto sobie po prostu odpuścić i podczas zabawy nie myśleć o jej skutkach. Wiem, że nie brzmi to dobrze w kontekście niektórych sytuacji i nie byłoby najmądrzejszym rozwiązaniem forsowanie tego jako wskazówki życiowej dzieciom, ale tutaj akurat – sprawdza się wyśmienicie.
DIAGNOZA CHARAKTERÓW
Zorganizowanie takiej aktywności dzieciom jest ciekawe. Jeżeli ktoś lubi obserwować dzieci, ludzi to jest to malowanie rękoma jest taką sytuacją, która dużo nam powie o charakterze. Nie jestem psychologiem, nie mam żadnego przygotowania w tym kierunku, ale z przyjemnością przemyślałam sobie to i owo.
Mamy dwoje dzieci w wieku dziewięciu i dwóch lat, o diametralnie różnym podejściu do sprawy brudu i grzeczności. Nie z powodu wieku i nie na skutek przyjęcia przez nas świadomie innej metody wychowawczej.
Zakamarki mojej pamięci przechowują obraz starszego z nich, które będąc dwulatkiem bało się, czy też nie miało ochoty, dotknąć farby nieuzbrojoną ręką, bo było to niezgodne z jego naturą. Świetnie i przepisowo natomiast trzymało zawsze kredkę i pędzel, czyniąc z nich narzędzia mistrzowskiej aranżacji niezliczonych kartek papieru. Czy traktować w przypadku takich dzieci, malowanie rękoma jako terapię, czy zmieni to coś w ich ogólnym stosunku do świata? Nie wiem i pozostawiam osąd rodzicom.
Natomiast młodszy nasz przychówek, jakby na zasadzie negacji kontemplacyjnego nastawienia do życia starszej siostry, obsmarowuje się nieskończoną ilością farby oszczędzając jedynie wnętrze nozdrzy i gałkę oczną.
Dla nas, jako rodziców było to ćwiczenie metaforyczne. Siedzieliśmy, patrząc na to co się dzieje, uspokajając się nawzajem i tłumiąc rodząca się chęć ingerencji. To esencja rodzicielstwa w pewnych przypadkach, czy też na pewnym etapie. Umieć się, że tak powiem kolokwialnie – wyluzować. Umieć być obserwatorem poczynań własnego dziecka, które są odmienne od naszych wyobrażeń, oczekiwań i które nawet mogą nam przysporzyć pracy i kłopotu. W skali mikro nie zawsze łatwo to znieść (bo może lepiej, żeby nie wcierało farby w parkiet akurat tam, gdzie nie ostały się nawet resztki lakieru), dlatego trzeba ćwiczyć, żeby łatwiej było nam znieść np. to, że dziecko ma światopogląd odbiegający od naszego.