Mój tata miał piórnik drewniany (dwa – przez cały okres nauki, jeden z nich ma do tej pory), ja miałam parę piórników chińskich, plastikowych i pseudoskórzany, moja córka chociaż spędziła w szkole dopiero 3 lata, ma piórników kilka – głównie tekstylnych. A pokolenia łączą – piórniki metalowe. Może mało pojemne, zwłaszcza jak na dzisiejsze bogate wyposażenie, ale za to klasycznie eleganckie, z charakterem, dobrze chroniące delikatną zawartość i takie … ascetyczne w swojej prostocie.
Córka wozi w takim pudełeczku skromne wyposażenie, w postaci dwóch ołówków, gumki chlebowej i temperówki, na lekcje rysunku (o których wspomnę w innym poście). A mnie ujęła bardzo charakterystyczna grafika szkockiej artystki Suzanne Woolcott, obecna m. in. na metalowych piórnikach z serii Gorjuss. Nie każdemu zapewne będą odpowiadać te twarze wdzięcznych lalek, pozbawione podstawowych atrybutów, ale tak urokliwe właśnie poprzez to mimiczne niedomówienie. Niech jednak posłużą za przykład funkcjonalnej urody ponadczasowych piórników.