
Niby nic w tym nadzwyczajnego, aczkolwiek rozmach i pomysłowość, a w tle – rodzicielskie zaangażowanie, robią na mnie wrażenie. Kombinację kartonowych pudeł mama z Filipin (powiązana zresztą zawodowo z biznesem kulinarnym), przekształciła w pastelową, w pełni wyposażoną, zabawkową kuchnię dla swojej małej córki.

Pomysł może nie jest nowy, ale wykonanie jedyne i niepowtarzalne – jak zresztą w przypadku każdego tego typu projektu. Dbałość o detale – drzwiczki z uchwytami, pokrętła z pokrywek przy kuchence pozwalają odpocząć dziecięcej wyobraźni w kwestii technicznej, poczuć się jak w prawdziwej kuchni i skupić na „gotowaniu”.

Nasza córka zrobiła ostatnio telewizor z kartonu i muszę przyznać, że podczas tworzenia sprzętu i ramówki programowej było zabawnie. Programy informacyjne były zaprawione sporą dozą fantazji, ale to się przecież zdarza i w prawdziwym życiu.
Zdjęcia: popsugar.com

Piasek kinetyczny to jedna z tych zabawek, czy może raczej – jedno z tych zajęć, które łączy pokolenia. Starsze dziecko będzie się świetnie bawić, młodsze będzie ćwiczyć rzut piaskiem i roznosić na skarpetkach, a rodzice mogą chodzić i przylepiać rozrzucone mniejsze grudki do większej – dzierżonej w dłoni. Przynosi to mnóstwo satysfakcji, bo sprząta się bardzo ładnie – jak na piasek zwłaszcza. Trochę może trudno wydobyć z tekstyliów.
Piasek kinetyczny ma w sobie coś uspokajającego – trochę jak kot, hipnotycznego – trochę jak morze i zabawnego – trochę jak zabawka. To taka piaskownica zimowa. Połączenie piasku z polimerem, który nadaje mu te niezwykłe właściwości, podobno jest szalenie bezpieczne dla zdrowia.

Tutaj dużo bardziej profesjonalny wpis, który ukaże piasek kinetyczny w szerszym spektrum – polecam.
U nas szybka sesja zdjęciowa, przeprowadzona przy sztucznym świetle, z których ostatnie prezentuje psią kupę zrobioną z piasku kinetycznego, a zarazem nasz niski poziom kreatywności i umiejętności fotograficznych.


Cacuśny bardzo jest ten domek i w rankingu zabawek stoi u nas wysoko. Jest ozdobą półki, nie zajmuje dużo miejsca, można zabrać go ze sobą i ma dwie dość psotne mieszkanki, które odgrywają historie różnorakie. Większość z nich kończy się w ubikacji, łóżku, albo kuchni – jak to w życiu bywa.
Domek zrobiony z mocnej tektury, wyposażony w kilka luźnych elementów – wanna, stół z fotelami, ubikacja, łóżko i dwie laleczki. Wygodnie zamykany, z rączką do przenoszenia. Ściany pomalowane w obrazki sugerujące przeznaczenie poszczególnych pomieszczeń. Świetnie wykonane, bardzo estetyczne i takie … bajkowe. To taka zabawka z kategorii tych uniwersalnych i do przechowywania dla kolejnych pokoleń. U nas domkiem bawi się dynamiczna półtoraroczna dziewczynka i dziewięciolatka – w pełnej zgodzie. Trochę może przesadziłam z tą zgodą.

Przyjaciel do spania czasem jest wymemłaną, najpiękniej pachnącą pieluchą, a czasem odstawionym jednorożcem. Nie dyskutując o wyższości jednego nad drugim weszliśmy w posiadanie jednorożca Louise.
Louise, jak wszystkie chyba produkty Lilliputiens, jest bardzo porządnie wykonana. W środku, w łatwo dostępnej kieszonce ma ukryty mechanizm grający, zasilany bateriami i uruchamiany dużym okrągłym przyciskiem znajdującym się w miejscu brzuszka (muszę przyciskać z półtoraroczniakiem razem, żeby zaczęło grać, bo wciska się dosyć mocno). Melodia jest miła dla ucha, stonowana i gra około minuty. Może nieco zbyt głośna, ale pewnie nie dla każdego i można wcisnąć między poduszki.
Zaletą naszego jednorożca jest to, że skupia uwagę, a jak wiadomo często „nie-wiem-w-co-wpaść” jest głównym odstraszaczem płochliwego snu. Ponadto powtarzanie melodyjki jest nudnawe i sprzyja przekroczeniu progu krainy Morfeusza aaa-a…

Jak się kupuje drewnianą zabawkę, to zawsze wyrzuty sumienia z powodu konsumpcjonizmu mniejsze, bo opał będzie – jakby co. Ale na drewno trzeba mieć pomysł, bo inaczej zawsze wyjdą klocki.
Entliczek Pentliczek wydawnictwa Epidexis to zrobiony z grubej sklejki labirynt, po którym można przesuwać kolorowe kulki. Niby banał, ale dołączona książeczka sugeruje różne zadania, których wykonanie niewątpliwie wymaga myślenia. Zadania można wymyślać własne, a ponadto w Entliczka można też grać. Stopnie trudności zabawy z Entliczkiem mogą być bardzo zróżnicowane i dzięki temu jest on zabawką wiekowo bardzo uniwersalną, bo nawet samo „chodzenie” po labiryncie ćwiczy małe łapki. Działa w pionie i w poziomie.

Banalnie proste: kolorowe, elastyczne plastikowe rurki i łączniki. Ażurowe konstrukcje z nich zbudowane są na tyle duże, że dziecko może przebywać w realnym świecie zbudowanych przez siebie modeli. Uważam to za dużą zaletę zwłaszcza, że z kolei klocki w stanie złożonym zajmują bardzo mało miejsca. Są łatwe do zabrania i można bawić się nimi nie tylko w warunkach domowych.
Z walorów edukacyjnych pominę truizm typu kreatywność, ale zostawię ten o kształtowaniu wyobraźni przestrzennej. Ponadto wdziałam te klocki w akcji na przyjęciu dziecięcym. Szacunek za zdjęcie z głowy problemu „co by tu porobić” animatorowi na długie, ciche minuty …

10 pudełek z grubego kartonu, z gustownymi obrazkami firmy Djeco, które można ułożyć w wysoką wieżę, albo schować jeden w drugi. Po każdej stronie klocka, za wyjątkiem pustej ścianki, są obrazki powiązane tematycznie. I tak np. jednej strony wieży możemy ułożyć drzewo, a z innej będą zwierzątka od największego do najmniejszego.
Klocki – pudełka nie są może aż niezniszczalne jak deklarują w niektórych opisach sprzedawcy, ale trwałe. Okazało się, zgodnie z przewidywaniami zresztą, że bezzębne dziąsła pracujące cierpliwie i wspomagane śliną, są w stanie pokonać najgrubszą nawet tekturę.

Mozaika magnetyczna wykonana z cienkich, elastycznych, różnokształtnych i kolorowych magnesów. Jeden z zabijaczy czasu, który przewinął się przez nasz dom. Może raczej powinnam napisać – rozwijaczy intelektu. Wprawdzie nie jestem zwolenniczką dorabiania rozbudowanych teorii o stymulowaniu kilku półkul mózgowych i nie mniejszej ilości motoryk, niemniej jednak ta mozaika coś w sobie ma.
W IOTOBO zaproponowane kształty ładnie do siebie pasują, ale nie są oczywistymi propozycjami w stylu kółka i kwadratu. Widziałam prace swojego dziecka, które tworzyło z nich nietuzinkowe kombinacje, nie sugerując się dołączonymi instrukcjami. Zabawka kreatywna, często używana, ma wersję podróżną z metalową walizeczką. Produkcji francuskiej.

Co takiego jest w zabawkach duńskiej Maileg, że po pierwsze zyskały taką popularność, a po drugie tyle kosztują? Zamówiliśmy na próbę jeden z ich produktów – Mysz młodszą siostrę w pudełku. Akurat trafiła do siostry starszej, ale myślę, że dopiero ona była w stanie taki prezent docenić. Prezent znalazł się w okolicach poduszki na Mikołajki i powędrował potem w plecaku do szkoły.
Mysz jest bardzo ładna. Jest zaprzeczeniem mainstreamowego nurtu zabawkowego. Nic nie „robi” nie śpiewa, nie świeci i nie fika koziołków, co już jest dużym plusem. Powiedziałabym, że jest niemal ascetyczna, o wyrazie pyszczka pozwalającym nadać mu wiele znaczeń. Mocny, dobrze pozszywany materiał (bawełna/len?), dokładne szycie i mocne szwy w niewielkiej skali jaką prezentuje nasza myszka, mają niebagatelne znaczenie.
Pudełko zrobione jest z bardzo grubej tektury oklejonej mocnym papierem, przy rozsądnym użytkowaniu – długowieczne. Imituje duże pudełko od zapałek, utrzymane w stylu rustykalnym, który świetnie koresponduje z charakterem zabawek Maileg i służy za mysie łóżeczko. Dokupione ubranka, z serii dla micro królika, są nieco za duże, ale też bardzo dobre jakościowo.
Zabawki Maileg mają w sobie coś, co trudno mi zdefiniować. Wielu rękodzielników próbuje naśladować ten styl, ale widzę, że trudno im uzyskać tę subtelność i przyjazność mailegów. Jeśli ktoś tak jak ja ma sentyment i słabość do kieszonkowych pluszaczków (bo np. miał kiedyś małego, wytartego misia z filcowymi uszkami w plastikowym różowym łóżeczku, który jeździł na wakacje na tylnej półce fiata 126p), to to jest TO.

Klocki, które poprzez angażowanie obu półkul mózgowych podczas zabawy, mają mieć zbawienny wpływ na rozwój mózgu dziecka, rozwijać koncentrację i matematyczne myślenie.
7 typów klocków w 10 różnych kolorach pozwala na tworzenie modeli płaskich, konstrukcji trójwymiarowych oraz sferycznych. Sympatyczny system łączenia SNAP and CLICK jest niezawodny, miły dla ucha, ale wymagający dość mocnych i precyzyjnych paluszków. Klocki wykonane są z bardzo dobrej jakości plastiku i bardzo dokładnie. Razem z pudełkiem dostajemy instrukcję wykonania proponowanej zabawki.
Nasze doświadczenia są nie do końca miarodajne, ponieważ ogólnie klocki nie są ulubioną zabawką. Laq to wyzwanie większe niż np. Lego, ponieważ uzyskanie pożądanego kształtu wymaga zastosowania nie do końca oczywistej konfiguracji klocków. Klocki łączymy pod kątem nadanym przez łączniki, a i kształt klocków podstawowych jest różny. Być może ta właśnie cecha ma taki zbawienny wpływ na intelekt, niemniej jednak u nas klocki się nie przyjęły, pomimo kupienia dwóch dużych zestawów.
Niemniej jednak uważam, że tak jak wiele japońskich rzeczy i ta jest pomysłowa i wysokiej jakości, tylko musi trafić na właściwego odbiorcę. Dedykowałabym umysłom bardziej ścisłym niż artystycznym. Zważywszy jeszcze na dizajn uzyskanych zabawek – taki japoński właśnie.