Co takiego jest w zabawkach duńskiej Maileg, że po pierwsze zyskały taką popularność, a po drugie tyle kosztują? Zamówiliśmy na próbę jeden z ich produktów – Mysz młodszą siostrę w pudełku. Akurat trafiła do siostry starszej, ale myślę, że dopiero ona była w stanie taki prezent docenić. Prezent znalazł się w okolicach poduszki na Mikołajki i powędrował potem w plecaku do szkoły.
Mysz jest bardzo ładna. Jest zaprzeczeniem mainstreamowego nurtu zabawkowego. Nic nie „robi” nie śpiewa, nie świeci i nie fika koziołków, co już jest dużym plusem. Powiedziałabym, że jest niemal ascetyczna, o wyrazie pyszczka pozwalającym nadać mu wiele znaczeń. Mocny, dobrze pozszywany materiał (bawełna/len?), dokładne szycie i mocne szwy w niewielkiej skali jaką prezentuje nasza myszka, mają niebagatelne znaczenie.
Pudełko zrobione jest z bardzo grubej tektury oklejonej mocnym papierem, przy rozsądnym użytkowaniu – długowieczne. Imituje duże pudełko od zapałek, utrzymane w stylu rustykalnym, który świetnie koresponduje z charakterem zabawek Maileg i służy za mysie łóżeczko. Dokupione ubranka, z serii dla micro królika, są nieco za duże, ale też bardzo dobre jakościowo.
Zabawki Maileg mają w sobie coś, co trudno mi zdefiniować. Wielu rękodzielników próbuje naśladować ten styl, ale widzę, że trudno im uzyskać tę subtelność i przyjazność mailegów. Jeśli ktoś tak jak ja ma sentyment i słabość do kieszonkowych pluszaczków (bo np. miał kiedyś małego, wytartego misia z filcowymi uszkami w plastikowym różowym łóżeczku, który jeździł na wakacje na tylnej półce fiata 126p), to to jest TO.